piątek, 29 marca 2019

Powroty i remonty

Rany  ostatni post 3 lata temu... Jak to szybko zleciało, ale chyba te dni każdemu przelatują przez palce. Ostatnio nie szyję, pracuję w zupełnie innej branży, w pracy którą bardzo lubię, ogarniam dorastające dzieci i czasu na tworzenie zostaje mało. ostatnio dziergam jedynie łapacze, bo szydełko jest bardziej moblilne.  Ale dziś nie o tym. Do napisania posta przymusiła mnie koleżanka, a właściwie koleżanka kolezanki itd...  A zatem sprawa dotyczy remontów.....




W swoim domu mieszkamy już trochę lat. Wiadomo nic nie trwa wiecznie i czasem rzeczy się po prostu niszczą. Tak było u nas w kuchni, meble kupione 11 lat temu dzielnie służyły nam i przetrwały najgorsze traktowanie czwórki małych a potem większych dzieci, ale zaczeły wyglądać źle... Wykonane z modnego wtedy laminatu w gustownym rudym kolorze zaczynały straszyć w kuchni. Z wszystkich dolnych szafek i z większości górnych odchodził laminat, podklejenia nic nie dały...

 Nie mogłam już na nie patrzeć, a na nowe niestety nie możemy sobie na razie pozwolić... Postanowiłam że sama je odnowię, a co... Dziewczyny na blogach szaleją z wałkami i farbami to i ja.  Przeczytałam na ten temat niemal całe internety i ustaliłam plan działania;)

Po pierwsze trzeba wybrać farbę i kolor... U mnie staneło na farbie v33 do mebli kuchennym w kolorze cynamon. Nie sugerujcie się nazwą, to kolor w odcieniu szarości z nutą beżu, dokładnie taki jak chciałam.

Po drugie, zdecydowałam o ściągnięciu laminatu z frontów. Najpierw zdemontowałam drzwiczki i do dzieła.   Schodził bardzo fajnie  ogrzany opalarką do drzewa. Istotna rzecz , należy odgrzać cały front, nie zdzierać ani kawałka na siłe, musi sam odchodzić bo płyta może się drzeć, powstają wgłębienia i zadry. Więc sumiennie ogrzewamy całość i zdejmujemy.
 Następnie rozpuszczalnik uniwersalny i miekka szmatka i czyścimy pozostałości kleju na płycie, sprawdzamy czy nie ma żadnym rys lub pęknięć. To czas na ewentualne szpachlowanie ( polecam szpachlę do samochodu !) i wygładzanie papierem ściernym, dośc drobnym u mnie 400-500.
 Następnie należy powierzchnię dobrze odpylić, ja robiłam to wilgotną szmatką. Ważne by powierzchnia była odtłuszczona, pozbawiona resztek kleju i gładka. 
A potem to już malowanie, u mnie fronty mają wgłębienia więc najpierw tam malowałam cieniutkim pędzelkiem a potem wałkiem z gąbki. 
Producent zaleca 2-3 warstwy. U mnie poszły 4 w odstępach 24 godzinnych.
Dlaczego tak? Przecież można szybciej bo farba doskonale schnie. No można, ale doczytałam na zagranicznych blogach że farba ma lepsze właściwości gdy damy jej dobę na dokładne wyschnięcie, a ponieważ nic mnie nie ścigało, malowałam w domowym garażu, więc dałam im tyle czasu ile potrzebowały. W sumie frontów było 25 więc i czasu trzeba było odpowiednio dużo poświęcić.


Natomiast z korpusu nie zdejmowałam okleiny. Umyłam dokładnie malowane powierzchnie odtłuszczaczem ( u mnie to akurat BRUDPUR), przeszlifowałąm papierem 400 dla lepszej przyczepności, potraktowałam jeszcze rozpuszczalnikiem i malowałam pędzelkiem i wałkiem.

Na koniec zmiana uchwytów i montaż frontów.
Efekt mnie bardzo zaskoczył pozytywnie, kuchnia jest odświeżona i dużo jaśniejsza. Cieszę się że kolor gra z kafelkami na ścianie i podłodze bo ich nie zamierzam zmieniać.
Czeka mnie jeszcze wymiana blatów, na razie ciężko się zdecydować. Chciałam czarne, ale nie jestem do nich przekonana na sto procent;))) 








  A tak było, kolor calvadoś który zabierał niestety sporo światła...




W hollu, który łączy się z kuchnią stoi szafka.... Solidna, ale brzydka była jak noc. No uwierzcie mi nie mogłam na nią patrzeć... więc tez malnełam, a co;)))) 



P.s To nie jest post sponsorowany, niestety ani producent farb ani sprzętów kuchennych nic mi nie ofiarowali,a że znalazły się na zdjęciach, no wybaczcie, nie planowałam komercyjnego wpisu więc nie robiłam katologowego wystroju.
Pozdrawiam ciepło Aneta